Jesteś tutaj:Strona główna>>znani

Wyświetlenie artykułów z etykietą:znani

Środa, 26 styczeń 2011 06:54

Alojz Maria Chmel

Andrzej Chmiel urodził się 17.10.1913 roku w Spiskiej Starej Wsi, dokąd w poszukiwaniu lepszych warunków życia trafili jego rodzice ( Jan pochodzący ze Sromowiec i Agnieszka pochodząca z Maniów ). Wychowywał się w biednej rodzinie. Był piątym z ośmiorga dzieci. Gdy miał 10 lat zmarł jego ojciec i cały trud wychowania oraz utrzymania rodziny spadł na barki matki. Andrzej był dzieckiem utalentowanym i pełnym zapału a również bardzo religijnym. Po skończeniu szkoły podstawowej poszedł do gimnazjum w Nowym Targu ( obecnie LO im. S. Goszczyńskiego ), które ukończył w 1933 roku. Jesienią 1935 roku wstąpił do zakonu augustianów bosych w zachodnich Czechach a po trzech miesiącach trafił do nowicjatu w klasztorze Santa Maria Nuova w Tivoli koło Rzymu. W Boże Narodzenie 1936 przyjął śluby posłuszeństwa, ubóstwa, czystości i pokory już jako brat Alojz Maria. Po nowicjacie studiował filozofię w Rzymie dwa lata. Okazało się jednak, że ma problemy

ze zdrowiem. Zdiagnozowano raka tarczycy. Od lutego 1939 roku leczony w klinice Regina Elena w Rzymie mimo ogromnych cierpień i bólu nigdy nie skarżył się. Skupiał się na modlitwie. Zmarł 16.08.1939 roku w wieku 26 lat. Pochowany na cmentarzu Campo Verano w Rzymie. W 1971 roku z inicjatywy zakonu augustianów przeniesiono brata Alojza do kościoła Gesu e Maria przy Via del Corso. Tam obecnie słowaccy katolicy mieszkający w Rzymie spotykają się na niedzielnej mszy św. 9 kwietnia 1997 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny brata Alojza Marii Chmela. Być może będzie błogosławiony, który swoje korzenie ma w Maniowach.

Poniedziałek, 15 listopad 2010 21:03

O. Kosma Lenczowski

Lenczowski Karol Marceli, w zakonie O. Kosma, urodził się 18 I 1881 w Maniowach. Jego ojciec, Teofil, był nauczycielem prywatnym, a matka, Julia z Błaszczyńskich, zajmowała się gospodarstwem domowym. Po ukończeniu szkoły miejskiej w Nowym Targu uczył się w Gimnazjum św. Anny w Krakowie 1894-1898.

Do kapucynów prowincji galicyjskiej wstąpił 18 IX 1898 w Sędziszowie Małopolskim. Śluby proste złożył 27 IX 1899 tamże, a uroczyste 4 X 1902 w Krakowie. Studia filozofii i teologii odbył u franciszkanów w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał 9 VII 1905. Potem praco-wał w klasztorach: 1906-1907 w Krośnie, 1907-1910 w Krakowie, 1910-1912 w Kutkorzu, 1912-1921 w Krakowie. Dnia 8 VIII 1914 wyruszył na front jako kapelan I Brygady Legionów Polskich. W 1916 na własną prośbę przeniesiono go do Domu Uzdrowieńców w Kamieńsku koło Piotrkowa. W 1917 powrócił do służby czynnej i został zatrudniony w 4 pułku piechoty w Zegrzu. W czasie kryzysu przysięgowego odmówił złożenia przysięgi i dlatego został skierowany do Polskiego Korpusu Posiłkowego Po zawarciu pokoju brzeskiego został internowany w Dulfalva, a potem w Huszt.Odznaczał się postawą patriotyczną i społeczną. Pomagał żołnierzom pod względem duchowym i materialnym. Za pracę niepodległościową i społeczna. otrzymał Krzyż Niepodległości i Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.

Po powrocie z wojska przebywał w Krakowie, a od 1921 do 1924 jako wikary konwentu. Potem pracował w następujących placówkach: 1924-1925 w Sędziszowie wikary konwentu i ojciec duchowny braci, 1925-1927 we Lwowie (Zamarstynów) wikary konwentu i parafii, w 1930 został mianowany gwardianem i administratorem parafii we Lwowie, ale nie przyjął nominacji, 1930-1933 we Lwowie wikary, 1933 znów zrzekł się godności mistrza nowicjatu w Sędziszowie i nadal pozostał we Lwowie do 1936. Na kapitule 1936 został mianowany spowiednikiem kleryków w Krakowie W 1939-1940 był we Lwowie ekonomem domu zakonnego i dyrektorem braci, 1940-1941 w Krakowie, 1941-1942 w Sędziszowie, 1942 w Krakowie, 1942-1947 w Rozwadowie, 1947-1951 w Krakowie. Pracował przeważnie wśród ubogich i chorych. Wspierał duchowo i materialnie ludzi biednych i opuszczonych W 1955 święcił złoty jubileusz kapłański w Krakowie. Zmarł 1 VI 1959 w Krakowie.

Poniedziałek, 15 listopad 2010 20:52

Ks. Antoni Siuda

Długoletni proboszcz parafii Maniowy. Urodził się co prawda w Libiążu i tam najpierw mieszkał ale w Maniowach spędził 42 lata swego życia. Do naszej wioski przybył w 1950 roku i objął stanowisko wikariusza. Sześć lat później był już proboszczem i wytrwał na tej posadzie aż do śmierci. Na początku lat 60 minionego stulecia uległ częściowemu paraliżowi ciała. Dzięki intensywnej kuracji i silnej woli choroba ustąpiła. Wyjechał do USA, aby dalej się leczyć i pracować fizycznie na budowie jako zwykły robotnik. Po powrocie przystąpił do remontu kościoła, instalując przy okazji pierwsze chyba na Podhalu centralne ogrzewanie.

Kiedy Maniowy wstąpiły w "nową erę" wielkiego budowania proboszcz nie pozostał na uboczu. Całą energię i talent poświęcił sprawom wsi i całej parafii. Nie krzyczał: najpierw kościół. Rozumiał doskonale, że w pierwszej kolejności powinna stanąć wieś, potem wszystko inne. Uczestniczył w każdym zebraniu, wiecu, naradzie. Cały czas wspomagał ludzi w staraniach o większe działki i przydział materiałów budowlanych, nowe drogi, pocztę.

Ponownie wyjechał do USA aby zabiegać o utworzenie Społecznego Komitetu Budowy Kościoła w Chicago, odwiedził Clifton, Passaic i inne miasta zamieszkałe przez Polaków.

Musiałem być - mówił raz - nie tylko księdzem
ale i jałmużnikiem.
Nie zrażałem się jednak, podtrzymywany świadomością,
że aby coś osiągnąć trzeba ponieść ofiary

Wyjechał także do Szwecji, Niemiec i Austrii. Pracując bez wytchnienia, był w ciągłych rozjazdach w poszukiwaniu materiałów budowlanych, nie zaniedbywał jednak swych obowiązków duszpasterskich. Kiedy kościół w Maniowach piął się w górę, Czorsztyn i Mizerna także zapragnęły mieć własne świątynie i miejsca pochówku. Powstały komitety budowy. W Maniowach natomiast należało przenieść na nowe miejsce cmentarz oraz drewniany kościółek pod wezwaniem św. Sebastiana, w Czorsztynie kaplicę z Podzamcza.

Każdy, kto go znał, wie doskonale, że był to kapłan jak to się u nas mówi „z krwi i kości", potrafiący połączyć obowiązki duszpasterza z życiem zwykłego obywatela. Nigdy nie podkreślał swej „wyższości" wynikającej z przynależności do stanu duchownego. Taką postawą, której ani przez chwilę nie zatracił w ciągu swego czterdziestodwuletniego pobytu w Maniowach, zdobył sobie autorytet i uznanie.

Bardzo ciepło wspomina się we wsi zwyczaj zapraszania księdza na przyjęcia weselne. Ksiądz Siuda bardzo rzadko odmawiał i chociażby na krótko odwiedzał dom weselny, sadzany oczywiście na miejscu honorowym, obok młodej pary. Szanował wszystkich i traktował równo i tych „maluczkich", i stojących nieco wyżej. Nie potępiał nikogo, złośliwych i plotkarzy nie słuchał, głupców ignorował. Raz tylko mocno się zdenerwował, gdy wścibska dziennikarka, szukająca sensacji, w swoim artykule o Maniowach napisała o księdzu „Antek", miał już wtedy 70 lat.

Karol Sitarz powiedział iż jego dewizą było stwierdzenie: „Ja przeminę, wy przeminiecie, ale to, co wspólnie zbudujemy, będzie świadczyć o nas wszystkich". Niestety nie dane było księdzu Siudzie zbyt długo cieszyć się owocami swych poczynań. Zmarł w tydzień po przejściu na emeryturę, 22 VII 1992 roku. W pogrzebie brały udział tysięczne tłumy. Nad trumną odczytano osobiste posłanie papieża Jana Pawła II, w którym Ojciec Święty nazwał księdza Siudę przyjacielem. Maniowianie wystawili mu pomnik i jego imieniem nazwali jedną z ulic (przecina ją ul. Jana Pawła II).

Poniedziałek, 15 listopad 2010 20:49

Karol Sitarz

Karol Sitarz urodził się w roku 1904. Od młodzieńczych lat był członkiem OSP Maniowy. W latach dwudziestych przyczynił się do prężnego jej rozwoju. Był też jednym z czołowych działaczy LZS "Lubań". Kiedy elektryczność zaczęła wchodzić do polskich wsi stanął na czele komitetu elektryfikacji wsi Maniowy. Przyczynił się także do budowy wodociągów na Hubie. Jako długoletni radny Gromadzkiej Rady Narodowej w Czorsztynie, przez pewien czas pełnił w niej obowiązki przewodniczącego. Był też jednym z pierwszych członków Komitetu Budowy Nowego Kościoła.

Przez lata swojego pobytu w USA wspierał materialnie swoich rodaków w Ojczyźnie. Jemu zawdzięczamy zakup instrumentów dla Orkiestry Dętej. Swą pomocą wspierał też LZS i strażaków. To dzięki Niemu wielu ludzi ziściło swój amerykański sen, znaleźli się za oceanem. Przez całe swoje życie był wielkim społecznikiem. Do dziś wielu Maniowian wspomina Go jako człowieka wielkiego serca, zawsze gotowego pomóc.