Jesteś tutaj:Strona główna>>historia

Wyświetlenie artykułów z etykietą:historia

Środa, 26 styczeń 2011 06:51

Jakub Bednarczyk

Jakub Bednarczyk urodził się w Maniowach 26.06.1858 roku. W poszukiwaniu pracy przeniósł się do wsi Lendak na ówczesnym węgierskim Spiszu. Przyjął służbę jako woźnica we dworze ks. Chrystiana Hohenlohe. Tam ożenił się i założył rodzinę. Dał się poznać jako propagator polskości. Współpracował z Towarzystwem Szkoły Ludowej, rozprowadzał prasę i literaturę polską, uczył gazdów czytać i pisać po polsku, skutecznie zabiegał o możliwość śpiewania godzinek, litanii i różańca po polsku przez polskich chłopów mieszkających w Lendaku. Pamiętajmy, że były to czasy zaborów. Zmarł 04.04.1929 roku. Pisał wiele listów, które później jako darowizna znalazły się w Muzeum Marii Konopnickiej w Żarnowcu. Dzięki tym listom oraz brata Jędrzeja Bednarczyka powstała książka Tadeusza Łopatkiewicza "Z Lendaku i Maniów", która jest obrazem walki o podtrzymanie polskiej świadomości narodowej wśród górali spiskich.

Poniedziałek, 15 listopad 2010 21:03

O. Kosma Lenczowski

Lenczowski Karol Marceli, w zakonie O. Kosma, urodził się 18 I 1881 w Maniowach. Jego ojciec, Teofil, był nauczycielem prywatnym, a matka, Julia z Błaszczyńskich, zajmowała się gospodarstwem domowym. Po ukończeniu szkoły miejskiej w Nowym Targu uczył się w Gimnazjum św. Anny w Krakowie 1894-1898.

Do kapucynów prowincji galicyjskiej wstąpił 18 IX 1898 w Sędziszowie Małopolskim. Śluby proste złożył 27 IX 1899 tamże, a uroczyste 4 X 1902 w Krakowie. Studia filozofii i teologii odbył u franciszkanów w Krakowie. Święcenia kapłańskie otrzymał 9 VII 1905. Potem praco-wał w klasztorach: 1906-1907 w Krośnie, 1907-1910 w Krakowie, 1910-1912 w Kutkorzu, 1912-1921 w Krakowie. Dnia 8 VIII 1914 wyruszył na front jako kapelan I Brygady Legionów Polskich. W 1916 na własną prośbę przeniesiono go do Domu Uzdrowieńców w Kamieńsku koło Piotrkowa. W 1917 powrócił do służby czynnej i został zatrudniony w 4 pułku piechoty w Zegrzu. W czasie kryzysu przysięgowego odmówił złożenia przysięgi i dlatego został skierowany do Polskiego Korpusu Posiłkowego Po zawarciu pokoju brzeskiego został internowany w Dulfalva, a potem w Huszt.Odznaczał się postawą patriotyczną i społeczną. Pomagał żołnierzom pod względem duchowym i materialnym. Za pracę niepodległościową i społeczna. otrzymał Krzyż Niepodległości i Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.

Po powrocie z wojska przebywał w Krakowie, a od 1921 do 1924 jako wikary konwentu. Potem pracował w następujących placówkach: 1924-1925 w Sędziszowie wikary konwentu i ojciec duchowny braci, 1925-1927 we Lwowie (Zamarstynów) wikary konwentu i parafii, w 1930 został mianowany gwardianem i administratorem parafii we Lwowie, ale nie przyjął nominacji, 1930-1933 we Lwowie wikary, 1933 znów zrzekł się godności mistrza nowicjatu w Sędziszowie i nadal pozostał we Lwowie do 1936. Na kapitule 1936 został mianowany spowiednikiem kleryków w Krakowie W 1939-1940 był we Lwowie ekonomem domu zakonnego i dyrektorem braci, 1940-1941 w Krakowie, 1941-1942 w Sędziszowie, 1942 w Krakowie, 1942-1947 w Rozwadowie, 1947-1951 w Krakowie. Pracował przeważnie wśród ubogich i chorych. Wspierał duchowo i materialnie ludzi biednych i opuszczonych W 1955 święcił złoty jubileusz kapłański w Krakowie. Zmarł 1 VI 1959 w Krakowie.

Poniedziałek, 15 listopad 2010 20:52

Ks. Antoni Siuda

Długoletni proboszcz parafii Maniowy. Urodził się co prawda w Libiążu i tam najpierw mieszkał ale w Maniowach spędził 42 lata swego życia. Do naszej wioski przybył w 1950 roku i objął stanowisko wikariusza. Sześć lat później był już proboszczem i wytrwał na tej posadzie aż do śmierci. Na początku lat 60 minionego stulecia uległ częściowemu paraliżowi ciała. Dzięki intensywnej kuracji i silnej woli choroba ustąpiła. Wyjechał do USA, aby dalej się leczyć i pracować fizycznie na budowie jako zwykły robotnik. Po powrocie przystąpił do remontu kościoła, instalując przy okazji pierwsze chyba na Podhalu centralne ogrzewanie.

Kiedy Maniowy wstąpiły w "nową erę" wielkiego budowania proboszcz nie pozostał na uboczu. Całą energię i talent poświęcił sprawom wsi i całej parafii. Nie krzyczał: najpierw kościół. Rozumiał doskonale, że w pierwszej kolejności powinna stanąć wieś, potem wszystko inne. Uczestniczył w każdym zebraniu, wiecu, naradzie. Cały czas wspomagał ludzi w staraniach o większe działki i przydział materiałów budowlanych, nowe drogi, pocztę.

Ponownie wyjechał do USA aby zabiegać o utworzenie Społecznego Komitetu Budowy Kościoła w Chicago, odwiedził Clifton, Passaic i inne miasta zamieszkałe przez Polaków.

Musiałem być - mówił raz - nie tylko księdzem
ale i jałmużnikiem.
Nie zrażałem się jednak, podtrzymywany świadomością,
że aby coś osiągnąć trzeba ponieść ofiary

Wyjechał także do Szwecji, Niemiec i Austrii. Pracując bez wytchnienia, był w ciągłych rozjazdach w poszukiwaniu materiałów budowlanych, nie zaniedbywał jednak swych obowiązków duszpasterskich. Kiedy kościół w Maniowach piął się w górę, Czorsztyn i Mizerna także zapragnęły mieć własne świątynie i miejsca pochówku. Powstały komitety budowy. W Maniowach natomiast należało przenieść na nowe miejsce cmentarz oraz drewniany kościółek pod wezwaniem św. Sebastiana, w Czorsztynie kaplicę z Podzamcza.

Każdy, kto go znał, wie doskonale, że był to kapłan jak to się u nas mówi „z krwi i kości", potrafiący połączyć obowiązki duszpasterza z życiem zwykłego obywatela. Nigdy nie podkreślał swej „wyższości" wynikającej z przynależności do stanu duchownego. Taką postawą, której ani przez chwilę nie zatracił w ciągu swego czterdziestodwuletniego pobytu w Maniowach, zdobył sobie autorytet i uznanie.

Bardzo ciepło wspomina się we wsi zwyczaj zapraszania księdza na przyjęcia weselne. Ksiądz Siuda bardzo rzadko odmawiał i chociażby na krótko odwiedzał dom weselny, sadzany oczywiście na miejscu honorowym, obok młodej pary. Szanował wszystkich i traktował równo i tych „maluczkich", i stojących nieco wyżej. Nie potępiał nikogo, złośliwych i plotkarzy nie słuchał, głupców ignorował. Raz tylko mocno się zdenerwował, gdy wścibska dziennikarka, szukająca sensacji, w swoim artykule o Maniowach napisała o księdzu „Antek", miał już wtedy 70 lat.

Karol Sitarz powiedział iż jego dewizą było stwierdzenie: „Ja przeminę, wy przeminiecie, ale to, co wspólnie zbudujemy, będzie świadczyć o nas wszystkich". Niestety nie dane było księdzu Siudzie zbyt długo cieszyć się owocami swych poczynań. Zmarł w tydzień po przejściu na emeryturę, 22 VII 1992 roku. W pogrzebie brały udział tysięczne tłumy. Nad trumną odczytano osobiste posłanie papieża Jana Pawła II, w którym Ojciec Święty nazwał księdza Siudę przyjacielem. Maniowianie wystawili mu pomnik i jego imieniem nazwali jedną z ulic (przecina ją ul. Jana Pawła II).

Poniedziałek, 15 listopad 2010 20:49

Karol Sitarz

Karol Sitarz urodził się w roku 1904. Od młodzieńczych lat był członkiem OSP Maniowy. W latach dwudziestych przyczynił się do prężnego jej rozwoju. Był też jednym z czołowych działaczy LZS "Lubań". Kiedy elektryczność zaczęła wchodzić do polskich wsi stanął na czele komitetu elektryfikacji wsi Maniowy. Przyczynił się także do budowy wodociągów na Hubie. Jako długoletni radny Gromadzkiej Rady Narodowej w Czorsztynie, przez pewien czas pełnił w niej obowiązki przewodniczącego. Był też jednym z pierwszych członków Komitetu Budowy Nowego Kościoła.

Przez lata swojego pobytu w USA wspierał materialnie swoich rodaków w Ojczyźnie. Jemu zawdzięczamy zakup instrumentów dla Orkiestry Dętej. Swą pomocą wspierał też LZS i strażaków. To dzięki Niemu wielu ludzi ziściło swój amerykański sen, znaleźli się za oceanem. Przez całe swoje życie był wielkim społecznikiem. Do dziś wielu Maniowian wspomina Go jako człowieka wielkiego serca, zawsze gotowego pomóc.

Sobota, 13 listopad 2010 13:08

Przesiedlenie

Wioska musiała zostać przeniesiona, gdyż położona była w czaszy planowanego już od 1905 roku Jeziora Czorsztyńskiego - dużego zbiornika retencyjnego na Dunajcu.

W chwili rozpoczęcia przesiedlenia obszar wsi wynosił 2181 ha. Z czego po 26% przypadało na łąki, pastwiska i lasy (pozostałe to nieużytki lub zabudowa). Wieś miała charakter letniskowy, do czego przyczyniało się niewątpliwie sąsiedztwo głównej trasy Nowy Targ - Szczawnica. Niedaleko stąd było do Czorsztyna, Niedzicy, Dębna czy na szlaki turystyczne Gorców i Pienin. Najwyższe punkty wsi sięgały 700 m. n. p. m. a główne zgrupowania domów sięgały 512-530 m. n. p. m. Istniało tu kilka sklepów, rzeźnia, piekarnia, poczta, dwie cegielnie, boisko sportowe miejscowego LZS "Lubań", bar, schronisko PTTK, remiza OSP a także Dom Kultury oraz szkoła podstawowa.

Pierwsze zabudowania Nowych Maniów, wsi utworzonej na odkrytym, południowym stoku Runka powstały już w roku 1974. Ale prawdziwego tempa prace budowlane nabrały dopiero rok później, wczesną wiosną, gdyż marzec tego roku był wyjątkowo ciepły. A budowanie takiego osiedla w tamtych latach nie było łatwe. Trzeba było przecież wielkie ilości materiałów budowlanych nie istniał przecież w tamtych czasach wolny rynek, tylko przydziały, limity, rozdzielniki itp. Ludzie musieli się nieźle nakombinować aby wyjść na swoje, ale opłaciło się. Pod koniec lata na Borcoku stało już kilkanaście sutereno-garaży, czasem nawet z parterem. Kolejny rok przyniósł kilkadziesiąt nowych domów na tym osiedlu. W tym także roku rozpoczęto budowę pierwszych domów na osiedlach: Lyta i Micholów. Mieszkańcy z żalem opuszczali swoje dotychczasowe domostwa, przenosząc się z całym dobytkiem do Nowych Maniów.

Projektanci wioski nieźle namieszali. Każdy dom obowiązkowo musiał posiadać garaż, domy miały być budowane wg takich samych planów (przynajmniej pięć takich samych domów z rzędu) i - zabrzmi to pewnie śmiesznie - nie zaprojektowano także sieci wodnej. Wodę ludzie mieli czerpać z ulicznych hydrantów! Dopiero po interwencji mieszkańców zmieniono plany. Niestety tym razem zapomniano o kolektorze odpływowym więc trzeba było wybudować szamba na ścieki. Kolektor odpływowy wybudowano w roku 1991. Światłe plany projektantów nie przewidywały też przy domach miejsca na obory czy zabudowania gospodarskie. Takowe miały znaleźć się za każdym z osiedli. Oczywiście i tym razem ostro zareagowali mieszkańcy - nikt nie chciał aby jego wioska przypominała kołchoz. Władze w końcu zmieniły zdanie i każdy chętny mógł budować budynki gospodarskie. Dzisiaj wioska nie przypomina już tak bardzo tego sztucznego tworu z końca lat 70 i początku 80 XX wieku. Mieszkańcy starają się jak mogą aby ich obejścia były jak najładniejsze chociaż sporo trzeba jeszcze zrobić aby było tu naprawdę pięknie.

Ludzie nie od razu pogodzili się ze swoim losem. Wielu nie wierzyło, że woda może podejść pod ich domy. Najtrudniej było przekonać do przenosin starych mieszkańców wsi. Dziś wielu z nich pomoimo tęsknoty za przeszłością przyznaje, że przy takim stanie Dunajca jak w wakacje 1997 r. wioska z całą pewnością w dużej części zostałaby zalana przez powódź. A w nowych Maniowach z całą pewnością nam to jeszcze długo nie grozi. Zaczyna się zresztą nowy rozdział w historii wsi, staje się ona powoli małym zagłębiem turystycznym. Jezioro Czorsztyńskie sprawia, że Maniowy stają się coraz bardziej ciekawą alternatywą dla Szczawnicy czy Zakopanego.

{jcomments on}

Dział: Historia
Sobota, 13 listopad 2010 13:07

PRL

Jednak wioska z wojennego letargu podniosła się szybko. Wkrótce zaczęły działać prywatne zakłady i sklepiki: masarnia Jakuba Klubicza, piekarnia Andrzeja Baki, sklep wielobranżowy Jana Jurka drugi u Józefa Sukiennika, sklep mięsny u Maciejewskich, kaflarnia Franciszka Gaździaka, młyn i tartak Franciszka Bobaka w Cichorzynie drugi, także tam, Władysława Jandury, tartak Franciszka Karpiela w Węgliszczaku, sklep spożywczy prowadzony przez kółko rolnicze. We wsi działał także gonciarz, zajmujący się ręcznym wyrobem gontów oraz "spec" od rowerów, Felis. Oczywiście nie mogło też zabraknąć murarzy, cieśli czy stolarzy. Był też zdun, kołodziej, kilka kuźni, rymarz i fotograf. Jeżeli gospodarz chciał sprzedać konia zamawiał faktora - był on w stanie wcisnąć człowiekowi ślepą szkapę jako najlepszego ogiera we wsi - to się nazywa marketing bezpośredni! Od 1 września 1945 roku rozpoczęła także zajęcia szkoła podstawowa. Do szkoły miały obowiązek uczęszczać dzieci w wieku 6-16 lat. Rok 1948 minął pod znakiem kolejnej powodzi. Pod wodą znalazła się duża część pól. Brakło trawy dla bydła i owiec, zalane zboża nie wydały kłosów. Jedyną dobrocią był piasek. Było go teraz nad Dunajcem tyle, że każdy, kto budował dom mógł mieć go ile dusza zapragnie. Bogatsi Gospodarze, z lepszymi wozami, zwozili piasek na kupy i sprzedawali. W tym też roku powołano do życia LZS Lubań. Wkrótce przyszło upaństwowienie i likwidacja wszelkiej prywatnej inicjatywy. Najpierw zlikwidowano piekarnię, potem Gminna Spółdzielnia przejęła masarnię i sklep Józefa Sukiennika. W miejsce dawnyc sklepików powstał teraz jeden wielki sklep spożywczy GS-u. Niewiele było w tamtych czasach perspektyw na poprawę bytu w tych stronach. Młodzi emigrowali za chlebem albo do kopalń na Śląsk, albo na budowę Nowej Huty, jeszcze inni sadzili lasy w Olsztyńskiem. Wielu także wyjechał do PGR-ów. Najpierw były to wyjazdy sezonowe, potem wielu z nich nie wrócuiło już do swojej wioski, osiedlili się w nowym miejscu. Wielu mieszkańców wsi znalazło pracę w nowopowstałej fabryce obuwia w Nowym Targu (ciekawe czy znasz popularne zimowe Relaxy). W latach 60 ubiegłego wieku pracowało tam ok. 60 osób z Maniów. Część mieskańców pracowała też w SZEK-KPEK(żwirownie), taka sama ilość w GS. Kilkanaście osób pracowało w Cepelii, "na swoim" około 15 osób.

Po wojnie wznowił działalność Teatrzyk Ludowy w Maniowach. Wkrótce jednak upadł ze względu na rozwój kina a także z powodu braku nowych chętnych. Dopiero w 1971 roku w Domu Ludowym założono Klub Rolnika. Można tu było potańczyć przy adapterze (kto jeszcze pamięta wspaniały sprzęt o wdzęcznej nazwie Bambino?), maniowscy kibice często przychodzili aby w jednym z nielicznych wtedy telewizorów oglądać mecze "Orłów" Górskiego. Także tu niektórzy pierwszy raz oglądali "Stawkę większą niż życie". W 1953 roku wprowadzono w polsce Gromady - najmniejsze jednostki administracyjne. Na czele Gromadzkiej Rady Narodowej stał przewodniczący, był też sekretaż, referent-geodeta oraz woźny. Tym ostatnim był Józef Czernik. Kilka razy w tygodniu przemierzał on na swoim rowerze, z werblem na plecach, wioskę i zatrzymując się w określonych miejscach uderzał rytmicznie w werbel po czym ogłaszał najnowsze ustalenia GRN. Elektryczność zawitała do wioski w roku 1959. Wtedy to właśnie rozpoczęła się elektryfikacja. Przedsięwzięcie zorganizowali i przeprowadzili przede wszystkim Karol Sitarz, ówczesny przewodniczący GRN i Jan Janik - sołtys. 12 kwietnia 1965 roku Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów podjął uchwałę nr 237/65 dotyczącą zagospodarowania dorzecza Górnej Wisły, w tym również budowy zbiorników na Dunajcu w Czorsztynie-Niedzicy i Sromowcach. Budownictwo w wiosce ustało. Niepewność losów sprawiła, że w inne regiony kraju albo za granicę emigruje wielu mieszkańców. Czas zatrzymał się w miejscu, bezczynność sprawiła, że kioski z piwem i bary przeżywały prawdziwe oblężenie. Wkrótce okazało się, że istnieją już plany budowy nowej wioski, na polach pod lasem. Dla wszystkich stało się jasne, że zapora będzie. Rozpoczął się nowy rozdział w historii wsi.

Dział: Historia
Sobota, 13 listopad 2010 13:05

Wojny

W sierpniu 1914 rozpoczął się nabór do legionów. Maniowscy legioniści otrzymali wiele odznaczeń: Krzyże Walecznych, Krzyże Niepodległości a nawet Virtuti Militari. Po wojnie wielu z nich wyjechał za chlebem do USA. W okresie międzywojennym, Maniowy były raczej biedną wsią, podobnie zresztą jak i całe niemal Podhale. Czas mijał na wypasaniu bydła, pracach gospodarskich. Co biedniejsi najmowali się do prac u bogatszych gazdów w zamian za pożywienie. Wielu górali z Maniów wyemigrowało wtedy do USA, widząc w emigracji jedyne wyjście. Dziś zadomowili się tam na dobre, zakładając w 1936 roku Klub Parafii Maniowy. Efektem tego jest mnóstwo świecących pustkami domów. W 1922 roku wybudowano we wsi Dom Ludowy. Tu przyjmował wójt, zbierała się Rada Gminna. Tu także była sala ze sceną na której występował "Teatr i Chór Ludowy w Maniowach". teatrzyk upadł w latach 60 XX w., kiedy nastało kino. Wtedy w Domu Ludowym zaczęto wyświetlać filmy - raz w tygodniu we wsi pojawiała się furmanka ze sprzętem do projekcji.

W 1934 roku wioskę nawiedziła wielka powódź, porównywalna do tej z lipca 1997 roku. Przepływ wody w Dunajcu podczas obydwu tych powodzi wynosił 1400 m sześć./sek. podczas gdy normalny przepływ to 11-12 m. sześć./sek. Woda zabrała dwa młyny, wiele gospodarstw i upraw rolnych. Zaskoczyła także harcerzy biwakujących "W krzakach". Udało im się uciec, zostało tylko dwóch aby pilnować namiotów. Wkrótce woda zabrała także namioty. Harcerze schronili się na drzewach. Wołali o pomoc do rana ale w wiosce nie było łodzi aby im pomóc. Rano jeden z nich postanowił ruszyć wpław do brzegu. Przy samym brzegu olbrzymia gałąź wciągnęła go pod wodę i utonął. Drugiego uratowali mieszkańcy wioski.

Po wybuchu II wojny światowej Niemcy zakwaterowali się we dworze oraz kilku prywatnych gospodarstwach. Pierwszym zarządzeniem było wprowadzenie godziny policyjnej. Nakazano także oddanie radioodbiorników, wszelkiej broni, rowerów, gołębi(!) a nawet pasów wojskowych. Na początku 1940 roku Niemcy wydali zarządzenie o przymusowych dostawach. Wkrótce zaczęły się łapanki i wywózka na przymusowe roboty do Niemiec. W 1944 roku Niemcy zrabowali dzwony z kościoła parafialnego, co wg niektórych mieszkańców oznaczać mogło tylko rychły koniec wojny gdyż "Pan Bóg nie pozwoli aby dzwony przetapiano na armaty". Wyzwolenie - a raczej zmiana okupanta - przyszło wraz z Rosjanami, trzeba jednak przyznać, że w naszej wiosce nie zanotowano przypadku przemocy ze strony czerwonoarmiejców. Wkrótce także zaczęli powracać do wioski Ci, których wywieziono z ojczyzny. Niektórzy jednak postanowili pozostać. Dla powracających los nie zawsze był łaskawy. Przedstawionego na zdjęciu Jana Plewę UB aresztowało za brak wypełniania poleceń władzy (był zastępcą sołtysa). Po kilku miesiącach został zwolniony, ale nigdy już nie odzyskał zdrowia, wrócił z odbitymi nerkami i chorobą płuc.

Dział: Historia
Piątek, 15 wrzesień 2006 17:19

Początki wioski

Maniowy są jedną z najstarszych wsi na Podhalu. Najprawdopodobniej osadził je Hinko, zwany Czarnym na mocy przywileju klarysek z 1326 roku (przywilej ten wymienia potok Cichorzyn). Pewne jest też to, że działali tu Cystersi z Ludźmierza, którzy następnie przenieśli się do Szczyrzyca. Ale chociaż historia wsi oficjalnie rozpoczyna się około 1326 roku to pierwszy kościół istniał tu już około 1216 roku - można więc przypuszczać, że osada istniała tu już co najmniej 100 lat wcześniej. Zawieruchy wojenne w tym czasie omijały Podhale, a więc także Maniowy. Życie płynęło więc na pracach wokół gospodarstwa i na wydzieraniu puszczy kolejnych skrawków ziemi pod zabudowę i pola uprawne. W latach 1500-1550 wioska liczyła 27 zagród, folwark i domek plebana.W osadzie istniały też: młyn wodny, olejarnia, kołodziej, limierz - wyrabiający uprzęże dla bydła, stelmach - trudnił się wyrabianiem uprzęży dla koni oraz dwie akuszerki. Jak wyglądał pierwszy kościół nie wiadomo. Pewne jest, że jego patronem był św. Mikołaj - patron dzisiejszej parafii. Osada ta przestała istnieć w ciągu zaledwie trzech dni czerwcowych w roku 1554. Powódź zabrała wszystko od 48 zagród kmiecich przez pola uprawne wyrwane z takim mozołem puszczy po kościół. Dunajec zmienił koryto i podzielił dotychczasową osadę na pół, mieszkańcy przenieśli się więc wyżej, na tereny bezpieczniejsze. Król Zygmunt I Stary uwolnił po tej katastrofie osadników od powinności na rzecz starosty na lat osiem. Nowe miejsce to teren na wzniesienu, nazwany póżniej "Pod Kościołem". Zaczęły się czasy rządów chciwych i okrutnych starostów. Ludzie często się buntowali, ale co mógł wtedy szary kmieć? Po buncie mającym na celu usunięcie z Czorsztyna starosty Baranowskiego kilku chłopów z Maniów uciekło w Gorce i przystało do zbójników. Mimo to wieś miała pewne przywileje. Jako jedna z czterech osad w starostwie czorsztyńskim(obok Grywałdu, Tylmanowej i Szczawnicy) miała przywilej wybraniectwa - otóż wybraniec był żołnierzem, którego powoływano do służby w czasach szczególnego zagrożenia. Pierwszym wybrańcem Maniowskim był Piotr Szczerba (1610) a po nim jego syn Łukasz.

W wiek XVII wioska wchodziła z 85 zagrodami. Usytuowana na skarpie nad dunajcem nie była już tak zagrożona powodzią. W 1615 roku wybuchł jednak pożar. Spaliła się prawie cała wieś, o ogień nie było trudno, wszak był on jedynym źródłem światła i ogrzewania w zagrodach. PO tej tragedii Król Zygmunt II Waza, w odpowiedzi na prośbę wójta, dekretem z dnia 30 marca 1615 roku uwalnia mieszkańców od wszelkich powinności na 4 lata. Po tej katastrofie ludzie zrezygnowali z ciasnych zagród i wieś się rozrosła: na wschodzie powstał przysiółek "Na Dolinie", na zachód budowano się wzdłuż drogi na Nowy Targ.

Dział: Historia
Piątek, 15 wrzesień 2006 17:10

Historia wioski w pigułce

Historia wioski sięga średniowiecza. Obfitowała w wiele wydarzeń, które zmieniały jej oblicze. Pierwotnie Maniowy były wsią położoną na dwóch nadległych terasach naddunajcowych, pod południowymi stokami Runka, ograniczały ją dwa potoki: Micholów i Hubny. Do dziś pozostało tylko kilka domostw z tamtej wioski. Jeżeli nie masz teraz czasu na czytanie całej historii Maniów tu znajdziesz skrócony przegląd najważniejszych wydarzeń z życia naszej wioski.

Dział: Historia
Piątek, 15 wrzesień 2006 17:34

Jan Piwowarski

 

Jan Piwowarski to człowiek, który w swoim 75-cio letnim życiu zasłynął spokojem i rozsądkiem. Najlepiej świadczy o tym fakt iż przez 19 lat był sołtysem Maniów, za każdym razem wybieranym praktycznie jednogłośnie. Był synem Franciszka Piwowarskiego, założyciela OSP Maniowy.

Działał jako radny Rady Narodowej, przez 45 lat należał do OSP (także jako jej sekretarz), był członkiem zarządu Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska", członkiem rady nadzorczej Banku Spółdzielczego, członkiem komitetu Budowy Kościoła, Komitetu Budowy Remizy. Działał też społecznie przy budowie kanalizacji i ośrodka zdrowia. To on przeprowadzał Maniowy ze starego miejsca na nowe.

Dzięki Jego współpracy z ks. Antonim Siudą, udało się bezkonfliktowo i w miarę szybko wybudować kościół parafialny. Podobnie jak Karol Sitarz, był On człowiekiem o wielkim sercu.